sobota, 28 grudnia 2013
Czasem jest tak, a czasem.. inaczej...
za równo tydzień jadę zawody amatorskie w ujeżdżeniu.
program banalny, ALE...
CO z TEGO?!
Teoretycznie umiem go na pamięć .
Teoretycznie jest super.
Praktycznie...
Miałam jechać na Karino...
Ale nie wiem... Wczoraj był okropny. Ciezko było kłusować, noga mi latała, nie umiałam utrzymać pięty w dół. MUSZĘ spróbować Guni.
To kuc walijski.
Wygodniejszy = lepszy dosiad
mniej leniwy = mogę się skupić na poprawnych figurach , dobrym dosiedzie
wyższy = nie będę się czuła jak słoń na krokodylu (nie wiem skąd to porównanie!!!)
uparty= a Karino to nie?
Nie umiem na niej zagalopować, ale galopu w programie nie ma ;)
Przemyślę to...
A teraz...
Jazda tydzień temu!
Na ... MAKSIE!!!
Ten kuc jest najmniejszy w stajni, ma gdzieś niecały metr w kłębie.
Ja 150 cm mniej więcej ;)
Na oklep.
około 14 koni na hali.
Są kucyki jest impreza!!!!
Ćwiczenie w stępie. Machamy nogami tył-przód "nożyce" . Mały obrócił głowę i dostał w pysk ;)
Ale lekko. Niechcący!!!!!!!!
To nie Maks, to TURBO !
Kłus- nadążał za zastępem ( było tak dużo koni, ze zastęp był konieczny, często się wyłamywaliśmy)
Galop- było ciężko, pare razy pomogłam sobie batem (ja np. nie umiem dać łydki udem, a podnosząc łydki tracę równowagę) i trochę galopu było.
drągi w kłusie- wszyscy się z nas śmiali! To było EPICKIE! Bo czy jest coś rozkoszniejszego? On taaaak wyciągał nóżki. W stępie na konieć dotknęłam czubkiem buta ziemi. Potem w boksie zrobiliśmy sztuczkę. o niej później.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz